Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Czy nauczycielowi przysługuje......
strony: [ 1 ]
bratek10-05-2005 03:53:55   [#01]
Czy nauczycielowi (zatrudnionemu w szkole podstawowej lub w przedszkolu), który doktoryzuje się przysługuje jakiś urlop na prowadzenie badań naukowych lub/i jakieś inne przywileje? Jakie przepisy to regulują? Bardzo proszę o pomoc! Z góry dziękuję!
Bas10-05-2005 08:19:54   [#02]

zajrzyj tu

Art. 68. 1. Nauczycielowi zatrudnionemu w pełnym wymiarze zajęć przysługuje urlop płatny dla dalszego kształcenia się oraz inne ulgi i świadczenia związane z tym kształceniem. Nauczyciel może otrzymać urlop płatny lub bezpłatny dla celów naukowych, artystycznych, oświatowych, a bezpłatny z innych ważnych przyczyn. (KN)

ROZPORZĄDZENIE

MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ

z dnia 19 grudnia 2000 r.

w sprawie szczegółowych zasad udzielania nauczycielom urlopów dla dalszego kształcenia się, dla celów naukowych, artystycznych, oświatowych i z innych ważnych przyczyn oraz ulg i świadczeń związanych z tym kształceniem, a także organów uprawnionych do ich udzielania.

(Dz. U. z 2001 r. Nr 1, poz. 5)

ROZPORZĄDZENIE

MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ

z dnia 19 grudnia 2000 r.

w sprawie szczegółowych zasad udzielania nauczycielom urlopów dla dalszego kształcenia się, dla celów naukowych, artystycznych, oświatowych i z innych ważnych przyczyn oraz ulg i świadczeń związanych z tym kształceniem, a także organów uprawnionych do ich udzielania.

(Dz. U. z 2001 r. Nr 1, poz. 5)

Bas10-05-2005 08:20:54   [#03]
Wkleiło się dwa razy, może dla utrwalenia?
krasnoludek zadyszek10-05-2005 18:01:20   [#04]

nie jest tak różowo...

Temat przyslugiwania lub nie w kwestii doktoratu mam jakoś tam opanowany, bo sama jestem doktorantką i próbuje wydeptywać jakieś ścieżki w szkole. No i owszem, przysługuje urlop albo skrócenie tygodnia pracy - ale tylko w sytuacji, jeśli to szkoła kieruje Cię na studia. Jeśli robisz je sama, wszystko w ręku dyrekcji. Ja od swojej usłyszałam, o czym już tu pisałam, ze skoro mam fanaberię robić doktorat, nic mi się nie należy.
AnJa10-05-2005 21:30:52   [#05]
Z przykrością informuje, że generalnie popieram zdanie dyrekcji.

Szkoła nie jest instytucja naukową - jest tylko lub aż oświatową.

Nauczyciel ma sporo czasu od pracy wolnego - powinno go wystarczyć na pracę naukową, o ile chce się nia zając.

Pożytek z doktora w przecietnej szkole żaden czy niweielki: jesli ktos napisze pracę o powstawaniu i działalności Narodowej Demokracji w powiecie X to pewnie doktorat zrobi, jego kompetencje jako nauczyciela historii nijak jednak się nie zmienią.

Nie znaczy to, że jeśli mogę nie zgadzam się na pewne ułatwienia - np. piątek wolny od południa cobuy na seminarium dojechać.
Marek R10-05-2005 22:12:58   [#06]

Zazdrosna dyrekcja czy co? Po co ludziom przeszkadzać w robieniu pracy naukowej? Z lekcjami można przecie zmieścić się od poniedziałku do czwartku. A doktor w szkole to chyba dodatkowy splendor ale przede wszystkim dodatkowe umiejętności, które na pewno można wykorzystać na lekcjach.

Kurcze, jak nauczyciel zrobi byle apel (oczywiście rękami uczniów i w czasie ich lekcji) to jest OK, bije się fanfary na jego cześć. A jak człek bierze się za coś poważnego, to słyszy, że fanaberia. Zazdrość, nic więcej. Nóż się w kieszeni otwiera.

krystyna10-05-2005 22:57:21   [#07]

z innej strony...

w połączeniu z wątkiem, "nauka" uczniów kl. I i II w czasie egzaminów maturalnych...

W przypadku, gdy dyr. idzie BARDZO na rękę np. doktoryzującej się pani od j. polskiego - moja córka w klasie humanistycznej ma 7 godz. j. polskiego w 3 dniach tygodnia.

I gdyby nie to, co dzieje się we wspomnianym maturalnym wątku, wszystko byłoby prawie OK.

Ale przy takim skumulowaniu godzin, jak coś przepada, to nie jakaś tam jednogodzinna drobnica, bo 1 dzień = 3 godz. przedmiotu w kubeł !

A przecież są nie tylko matury, zdażyć się może choroba, czy inne sprawy, a wtedy.........

Dlatego dobrym pomysłem (i tak też robimy) jest raczej sensowne i dostosowane do faktycznych potrzeb studiujacego nauczyciela, ułożenie podziału godzin w piątki.

AnJa10-05-2005 23:46:01   [#08]
No fakt - doktoryzujący sie kolega nawet mnie jakiś czs temu psem ogrodnika nazwał.

A jakież do nowe umiejętności do wykorzystania na lekcjach tenże doktor o tenże prxzykładowej endecji posiada?

Bo te elementy warsztatu historyka, co sie w trakcie lekcji wykorzystuje to tak na oko wstęp do badań z I roku studiów i drobne fragmenty z nauk pomocniczych z II lub III roku.

Z tym, że powtórze się: zawód nauczyciela daje szanse na wygospodarowanie tylu dni od zajęć wolnych, że dodatkowe na pracę w archiwum czy laboratorium wydają się naciąganiem pracodawcy.

Mam zreszta wrażenie, żę uczelnie są tego swiadome i organizacja studiów doktoranckich coraz rzadziej koliduje z organizacją roku szkolnego.
Marek Pleśniar11-05-2005 00:12:32   [#09]

w zasadzie to chyba szkoła ma się dostosowywać do potrzeb ucznia a nie doktoranta a nawet kto wie.. kogo;-)

jesli dyrektor widzi, że doktoryzowanie się (tematyka, kierunek) jego pracownika posłuży uczniom - na pewno pomoże

jak nie

nie będzie przeszkadzał, byle nikt nie zakłócał uczniom edukacji

gdzie tu zazdrość - nie widzę

Marek R11-05-2005 19:26:35   [#10]

A ja widzę. Są dyrektorzy (nie wiem jaki %, ale że są to wiem na pewno), którzy uważają, że wszystko wiedzą najlepiej. A dr to nie jakiś tam dyplomowany. Tego nie da się sfabrykować, jak to niektórzy robili. Pracowałem w komisjach kwalifikacyjnych, widziałem sporo teczek - czasem to była parodia a nie dokumenty. Ściąganie na całego. Doktoratu nie da się zdobyć nielegalnie a przynajmniej jest to znacznie trudniejsze. No i taki dyrektor może czuć się zagrożony, że jest ktoś, kto dokształca się, ma kontakt z wykładowcami, zna język obcy (jeden z warunków doktoratu) itp.

teraz do do tego co napisała AnJa:

Idąc Twoją drogą rozumowania, po co w szkole mgr? Po co mgr w szkole podstawowej, gdzie uczy się tak prostych rzeczy? A teraz powiem Ci do czego może przydac się dr:

Uczę w LO - uczeń przygotowuje się do olimpiady: kwestia organizacji warsztatu pracy, kontakt na wyższej uczelni, dostęp do materiałów, metodologia pracy, wyjazdy na seminaria - dr może to ułatwić. I to znacznie. Oczywiście to tylko przykłady - nawet w podstawówce taki nauczyciel może zarazić uczniów pasją - macie wielu nauczycieli, którzy pracują z pasją??? Dla których lekcja to wyzwanie a nie jakieś odbębnienie 45 minut... Korzyści jest znacznie więcej - nie rozumiem, jak można kłaść ambitnemu nauczycielowi kłody pod nogi. A jak Cię "kolega" psem nazwał, to to już nie kolega. A kit mu w ucho! Ale nie zamykajmy drogi kształcenia innym. Niech pracuje od poniedziałku do czwartku i tyle. Popracuje 5 godzin dziennie i już. Po czterech latach znów wróci do piątków i po kłopocie.

kurcze, nie wiem o czy w ogóle ta dyskusja - tak wiele macie w Polsce ludzi wykształconych? Cieszyć się trzeba, że sa ambitni ludzie. Ten homosovieticus wiecznie żywy...

DYREK11-05-2005 19:50:38   [#11]

 Chętnie zatrudnimy w szkole osoby z tym stopniem naukowym. Po skończonych studiach doktoranckich zapraszam do podjęcia pracy w szkole. Kwalifikacje ich jednak muszą być przydatne dla szkoły a nie tylko dla nich samych. Często jednak bywa tak, że szkoła jest dobra na czas studiów doktoranckich ( 18/18, plan w czterech dniach, wakacje) a potem to poszukam sobie pracy spokojniejszej i lepiej płatnej.

Małgosia11-05-2005 19:59:59   [#12]

Myślę, że nie zawsze życzliwe podejście dyrektorów do opisywanego przypadku (doktorat) jest przykładem nieakceptowania czyjegoś "wychylania się" i wychodzenia poza ramy przeciętności.

Pewnie nie tylko dyrektorów to dotyczy, ale też "życzliwych" kolegów. Nie czarujmy się - prawdziwych przyjaciół nie tylko w biedzie się poznaje, ale także (a może przede wszystkim) wtedy, gdy się osiąga sukces. A doktorat z pewnością takim sukcesem jest. I nie wyszyscy są w stanie to przełknąć. Moja koleżanka, świeżo upieczona doktorka, utrzymywała w tajemnicy fakt podjęcia studiów doktoranckich przez cały okres ich trwania w obawie przed reakcją "życzliwych" z pracy.

Trudno odmówić pewnych racji argumentom, że nie zawsze rozwój naukowy nauczyciela przekłada się na podniesienie jakości jego pracy dydaktycznej. Albo że po doktoracie nauczyciel szuka sobie lepszej posady. Cóż - życie...

A wracając do dyrektorów - nie chciałabym krzywdzić uogólnieniem tych szefów, którzy cieszą się, że ich ludzie się rozwijają. Na pewno tacy są. Chcę w to wierzyć.

Ale właściwie, to nawet nie muszą się cieszyć. Wystarczy, że tolerują i ...nie przeszkadzają. To już dużo :-)))

Marek Pleśniar11-05-2005 20:02:58   [#13]

nie zrobiłem doktoratu, ale z Twojego tekstu i wykształcenie podstawowe pozwala odczytać że m. in. ja należę do homo sovieticusów i inni rozmówcy.

Nie chce mi się obrażać, bo dość logicznie z kolei wyjaśniłem swój punkt widzenia - i znam wartość tego poglądu, a po drugie bo nie warto.

Piszesz: "A ja widzę" (zazdrość)

to widź

to Twój problem. Zarówno psychologiczny jak i ten wynikający z umiejętności rozmowy z ludźmi tak, by ich nie urażać. Dyskusje zawsze przegrywa ten, kto pierwszy traci panowanie nad sobą i mozliwość dyskutowania bez argumentów typu "gruba pała".

Magister zaś w SP jest potrzebny bo takie są wymagania ustalone w drodze prawnej.

Magister to zdaje się w języku, który zrodził i "homo" i (tu wątpię by on-język sam to zrobił) "sovieticusa" magister to zdaje się "nauczyciel"

Doctor też - ale uczelniany to belfer.. Stąd nie dziwię się dyrektorwi szkoły, który powie: "robi pan doktorat? Bardzo pięknie. Byle Pan nie opuszczał za wiele lekcji".

Więc bez doktoratu nie można zarażać uczniów pasją? No, no;-)

krasnoludek zadyszek11-05-2005 20:06:47   [#14]

do Anji

Hm, w zasadzie się zgadzam z częscią Twoich opinii. Oczywiscie, że w szkole pracujemy po to, żeby to szkoła (uczniowie) mieli z nas pożytek, i szkoła ma w pierwszym rzędzie uczyć. Tak więc jeśli ktoś traktuje doktorat jako przepustkę do nieróbstwa ("piszę doktorat, więc nie mogę tego, tego i owego") sytuacja jest nienormalna.. Ale wydaje mi się, ze takich sytaucji jest mało. U mnie w szkole na doktoranckich są dwie osoby, paru znajomych, pracujących w innych szkołach też pisze, więc choćby na podstawie tej próbki mogę powiedzieć, że jest wprost przeciwnie - to ludzie zaangażowani w szkołę, których stopien naukowy też jakoś "przydałby" się szkole - tak jak napisał Marek R, a jeszcze po prostu od promocji, nie bez powodu w rankingach liczy się ilu nauczycieli w LO ma stopien doktora. Poza tym nie mogę się zgodzić z takimi zdaniami:

>>Nauczyciel ma sporo czasu od pracy wolnego>Pożytek z doktora w przecietnej szkole żaden czy niweielki: jesli ktos napisze pracę o powstawaniu i działalności Narodowej Demokracji w powiecie X to pewnie doktorat zrobi, jego kompetencje jako nauczyciela historii nijak jednak się nie zmienią.<<

Tu już Marek napisał, dlaczego się mylisz. Takie rozumowanie faktycznie logicznie prowadzi do stwierdzenia, że nie tylko mgr też niepotrzebny, ale po co wyjśc poza I rok studiów? Moim zdaniem postulujesz ukonczenie przez nauczyciela jakiejś "szkoły zawodowej", w której nauczą go tego, co w programie typu szkoły, w której ma prcowac, i ani odrobinki więcej. Nawet "doktorat o powstawaniu i działalności Narodowej Demokracji w powiecie X" ma duże znaczenie, choćby ten temat nie był w ogóle realizowany w szkole, ponieważ żeby go napisać, nauczyciel pokazał, ze chce mu się uczyć, dodatkowo szukać, zwiększać swoją wiedzę historyczną - to moim zdaniem bardzo istotne dla nauczyciela historii. O sile pasji i przyciąganiu do niej napisał już Marek.

W moim przypadku najbardziej przykry był sposób załatwienia sprawy - przez trzy lata godziłam bez słowa pisanie doktoratu z pracą w szkole, na czym czesto doktorat cierpiał, poprosiłam - o ile to będzie możliwe - o  nieprzekraczanie 18 godzin i 4 dni pracy w przyszłym roku, motywując to obciążeniami ostatniego roku studiów doktoranckich. Dyr. mogła się zgodzić albo nie, jestem zła z powodu sformułowania, które przytoczyłam - że "miałam fanaberię robić doktorat" i "gdyby pani poszła na kurs metodyczny, to wtedy bym się zgodziła, ale pani nie musi iśc, bo ma pani pełne kwalifikacje, a doktorat w zasadzie po co komu". Tego typu nieumiejętność spojrzenia dalej niż na czuek własnego nosa i zwykłe prostactwo podziałały na mnie jak kubeł pomyj, po prostu.
krasnoludek zadyszek11-05-2005 20:13:26   [#15]

ucieło...

... mi kawałwk postu ze środka. Powinno byc tak:

>>Nauczyciel ma sporo czasu od pracy wolnego<<

To grube uogólnienie, jeśli nie nieprawda. Pewnie gdzieś są tacy, którzy mają czas wolny, ale są i tacy, którzy nie mają. Przykładowo, uczyłam w tym roku 27 godzin dydaktycznych (nie na własną prośbę, wprost przeciwnie), w tym polski w dwu klasach maturalnych (a więc przygotowanie 65 osób do ustnej matury w czasie pozalekcyjnym) i wychowawstwo w jednej z nich. Do tego robie awans i jestem członkiem zespołu ds. opracowania planu rozwoju szkoły (włożono od neigo awansem wszystkich awansoiwczów) - ale skoro już tam jestem, staram sie zrobić coś rozsądnego. Nie miałam żadnych preferencji przy układaniu planu, pracuje 5 dni, przewaznie do 15-16, bo tak wyszło. Nie sądzę, zebym jako nauczyciel specjalnie sie obijała.

I ciąg dalszy już jest:)
Marek R11-05-2005 20:33:31   [#16]

Doktorant nie musi opuszczać lekcji - to jest karygodne. Właśnie dlatego skraca mu się czas pracy do 4 z 5 dni. Co do zazdrości, to Małgosia tylko potwierdziła moje słowa - niestety, ludzie często cieszą się z naszych porażek, ale też smucą z naszych sukcesów. Czyli homosovieticus...

a co do tego określenia - rzecz z ostatniej chwili (choć nieco z innej beczki):

Na maturze nie mogę siedzieć w komisji podczas egzmimu z mojego przedmiotu - i dobrze. Popieram to. Ale słyszę, jak uczniowie umawiają się na ściąganie, więc walę do mauczycieli i mówię: pilnujcie, niech ten egzamin będzie obiektywny, niech nie ściągają. I w odpowiedzi: (najpierw zdziwienie) No coś Ty, trzeba uczniom pomóc, bo inaczej będą niskie oceny. Niech ściągają, poczytamy sobie gazetę. Do diaska!!! Nie moge tego słuchać. Potem słyszę, jak w innej szkole dyr "po cichu" poradził, aby przymykać oczy na ściąganie. I w duchu przeklinam (niech niebo mi wybaczy!), bo nie moge patrzeć na to wszystko...

To już nie homosovieticus, lecz HOMOSOVIETICUS a raczej kryminał.

Jednak moralne spustoszenie jest najgorsze do wyleczenia.

AnJa11-05-2005 20:50:27   [#17]
Na koniec:
1.kolega pozostaje kolegą i nie sądzę, aby się cokolwiek zmieniło, choćby nie wiem jakimi figyrmi retorycznymi się w rozmowie ze mną posługiwał.

2.nie przeszkadza mi robienie doktoratów, ale ktoś kto go robi świętą krową nie jest - więc ma normalne obowiązki. chce miec goły etat - jasne, chce mieć wolny piątek - o ile nie koliduje mi to z planem lekcji- OK.
I wystarczy.

3. czasu wolnego w tygodniu dobry nauczyciel nie ma. ma jednak ferie i wakacje - i wtedy może się po tych archiwach czy wykopaliskach pałętać do woli.

Moj bardzo bliski kolega (z innej szkoły) zrobił doktorat z historii nie opuszczając w szkole ani godziny. Nie miał dnia wolnego, a do swojej szkoły ponad 20 km codziennie dojeżdzał.

W szkole mam 2 w trakcie robienia doktoratu - potrafią to robić nie opuszczając swoich lekcji.

Może dlatego że nie tylko pasjonci ale i profesjonaliści?

.........
Magister w Rzymie republikańskim to wyższej rangi urzędnik, w początkach tej republiki także dowódca wojska (przynajmniej jazdy).
zgredek11-05-2005 23:58:46   [#18]

sympatyczna krasnoludku:

nie zrozum żle mojej wypowiedzi

ale zwróciłam uwagę na:

uczyłam w tym roku 27 godzin dydaktycznych (nie na własną prośbę, wprost przeciwnie),

nie mógł Cię nikt do tego zmusić - KN mówi o zgodzie nauczyciela na zatrudnienie powyżej 1/4 etatu

i powinnaś taką zgodę wyrazić

bratek13-05-2005 20:25:08   [#19]

oj....... rozpętałam małą burzę- co?:))

Wylądowałam z dzieckiem na 3 dni w szpitalu (parę godzin po napisaniu otwierajacego tę dyskusję posta) i nie miałam okazji na bieżąco śledzić Waszych wypowiedzi:((( No, ale dziś przeczytałam i przede wszystkim - dziękuję za odzew:))

A teraz może kilka słów wyjaśnienia na temat genezy pojego poprzedniego posta:)) Przede wszystkim - piszę doktorat eksternistycznie- w związku z czym nie mam stałych zajęć na uczelni. Żeby bardziej przybliżyć Wam moją sytuację dodam, że pracuję w przedszkolu specjalnym a doktorat robię z pedagogiki specjalne, więc w tym przypadku podniesienie kwalifikacji i przełożenie ich na praktykę w miejscu pracy jest chyba jasne? Swój post napisałam dlatego, że przydałyby mi się "okazyjne" 2 tyg. wolnego na przełomie września i października na przeprowadzenie badań testowych dzieci z moich grup badawczych (badania prowadzę w kilku miastach na różnych końcach Polski). No i pomyślałam, że może mi coś przysługuje..... Ale jeżeli nie to wezmę urlop bezpłatny (tyle, że nie jest to szczyt moich marzeń jak się domyślacie).

AnJa13-05-2005 20:32:58   [#20]
To, że nie przysługuje, nie oznacza, że nie możesz dostać.

Zwłaszcza, że przedszkole to chyba placówka nieferyjna?

Mnie drażni głównie: przysługuje, należy się.

I naprawdę nie o to chodzi, by prosić. Wystarczy wytłumaczyć niezbędność.

A czasami i tłumaczyć nie trzeba bo jak ktoś raz na 2 lata przychodzi i mówi: Wiesz, ja muszę ... to ja mu wierzę, że musi.
sts13-05-2005 20:46:25   [#21]
HOMOSOVIETICUS ... .kojarzy się ze znajomą epoką, czy aby ktoś pamięta, że wtedy pracowało się 6 dni w tygodniu, hę:)
AnJa13-05-2005 20:49:23   [#22]
Pracowało?

Nie pamiętam. Ale faktycznie do pracy chodziło się 6 dni w tygodniu.

( z wakacyjnych obowiązkowych szkolnych praktyk pamiętam - dla jasności)
sts13-05-2005 20:58:03   [#23]
racja, nie doprecyzowane, ale rano wstać trzeba było.
Maryśka213-05-2005 21:08:56   [#24]
...i jakos dotrwac do trzynastej... ;-)
Marek R13-05-2005 21:46:50   [#25]
:)))))
bratek13-05-2005 22:15:03   [#26]

i nagle zrobiło się w wątku miło i.......

jakoś troszkę sentymentalnie......? :)))
krasnoludek zadyszek14-05-2005 12:11:53   [#27]
Ohoho, niedługo trzynasta będzie i można bedzie iśc do monopola w Społem po flaszeczkę:)
Marek R15-05-2005 00:20:23   [#28]

I jak smakowała flaszeczka?

:))

Janusz z W15-05-2005 09:48:53   [#29]

Mi jednak wydaje się,...

...że urlop dla doktoranta nie jest fakultatywny. Skąd to przekonanie? Ano stąd:

USTAWA z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki (Dz. U. Nr 65, poz. 595)

Art. 23. 1. Pracownikowi niebędącemu nauczycielem akademickim lub pracownikiem naukowym, przygotowującemu rozprawę doktorską lub habilitacyjną, przysługuje, na jego wniosek, w uzgodnionym z pracodawcą terminie, urlop w wymiarze dwudziestu ośmiu dni roboczych, w rozumieniu art. 154 § 2 Kodeksu pracy, na przygotowanie obrony rozprawy doktorskiej lub kolokwium habilitacyjnego oraz zwolnienie od pracy na przeprowadzenie obrony rozprawy doktorskiej lub kolokwium habilitacyjnego.

Oczywiście nie kwestionuję odpowiednich zapisów w KN. Ale wydaje mi się, że cytowany przeze mnie artykuł, nie zawierający zapisów o tym, że pracodawca może udzielić urlopu, a jedynie taki, że pracownik uzgadnia z pracodawcą termin urlopu oraz to, że pracownikowi przysługuje, urlop wskazuje na to, że pracodawca jest zobowiązany do udzielenia takiego urlopu. Jestem daleki od hołdowania takim stwierdzeniom jak: "należy się", "wszystkim po równo" itp., ale obowiązującego prawa należy przestrzegać...

DYREK15-05-2005 10:11:41   [#30]

Art. 91c. 1. W zakresie spraw wynikających ze stosunku pracy, nieuregulowanych przepisami ustawy, mają zastosowanie przepisy Kodeksu pracy.

2. Spory o roszczenia ze stosunku pracy nauczycieli, niezależnie od formy nawiązania stosunku pracy, rozpatrywane są przez sądy pracy.

A w KN uregulowano:

Art. 68. 1. Nauczycielowi zatrudnionemu w pełnym wymiarze zajęć przysługuje urlop płatny dla dalszego kształcenia się oraz inne ulgi i świadczenia związane z tym kształceniem. Nauczyciel może otrzymać urlop płatny lub bezpłatny dla celów naukowych, artystycznych, oświatowych, a bezpłatny z innych ważnych przyczyn.

2. Minister właściwy do spraw oświaty i wychowania określi, w drodze rozporządzenia, szczegółowe zasady udzielania urlopów, ulg i świadczeń, o których mowa w ust. 1, oraz organy uprawnione do ich udzielania, uwzględniając w szczególności:

1) płatne urlopy szkoleniowe dla nauczycieli odbywających studia wyższe oraz kształcących się w zakładach kształcenia nauczycieli;

2) udzielanie przez organy prowadzące szkoły i dyrektorów szkół pomocy nauczycielom kształcącym się;

3) udzielanie nauczycielom kształcącym się poza miejscem zamieszkania świadczeń związanych z przejazdami, zakwaterowaniem i wyżywieniem.  

ROZPORZĄDZENIE MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ z dnia 19 grudnia 2000 r. w sprawie szczegółowych zasad udzielania nauczycielom urlopów dla dalszego kształcenia się, dla celów naukowych, artystycznych, oświatowych i z innych ważnych przyczyn oraz ulg i świadczeń związanych z tym kształceniem, a także organów uprawnionych do ich udzielania (Dz. U. z 2001 r. Nr 1, poz. 5) obowiązuje od dnia 30 stycznia 2001 r.

Na podstawie art. 68 ust. 2 ustawy z dnia 26 stycznia 1982 r. - Karta Nauczyciela zarządza się, co następuje:  

§ 1. 1. Przepisy rozporządzenia mają zastosowanie do nauczycieli, wychowawców i innych pracowników pedagogicznych, zwanych dalej "nauczycielami", zatrudnionych w pełnym wymiarze zajęć w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach oraz innych jednostkach organizacyjnych wymienionych w art. 1 ust. 1 ustawy z dnia 26 stycznia 1982 r. - Karta Nauczyciela, zwanych dalej "szkołami", z zastrzeżeniem ust. 2.

2. Przepisy § 2-9 rozporządzenia mają zastosowanie do nauczycieli, którzy odbywają studia wyższe oraz kształcą się w zakładach kształcenia nauczycieli na podstawie skierowania udzielonego przez dyrektora szkoły.

3. Skierowania na dalsze kształcenie udziela nauczycielowi dyrektor szkoły, a w szkołach działających przy zakładach karnych, zakładach poprawczych i schroniskach dla nieletnich - dyrektor tego zakładu, zwani dalej "dyrektorem", jeżeli podnoszenie kwalifikacji zawodowych nauczyciela jest zgodne z potrzebami szkoły.

 

Jeżeli dalsze kształcenie odbywa się bez skierowania to odbywa się je na własny rachunek. Warto o tym pamiętać.

DYREK15-05-2005 10:50:49   [#31]

 ORAZ

ROZPORZĄDZENIE MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ ORAZ MINISTRA PRACY I POLITYKI SOCJALNEJ z dnia 12 października 1993 r. w sprawie zasad i warunków podnoszenia kwalifikacji zawodowych i wykształcenia ogólnego dorosłych (Dz. U. Nr 103, poz. 472) obowiązuje od dnia 13 listopada 1993 r.

§ 4. 1. Pracownikowi, który podejmuje naukę w szkole na podstawie skierowania zakładu pracy, przysługują urlop szkoleniowy i zwolnienia z części dnia pracy w wymiarach określonych w § 7, płatne według zasad obowiązujących przy obliczaniu wynagrodzenia za urlop wypoczynkowy.

§ 5. 1. Pracownikowi podejmującemu naukę w szkole bez skierowania zakładu pracy może być udzielony bezpłatny urlop i zwolnienie z części dnia pracy bez zachowania prawa do wynagrodzenia w wymiarze ustalonym na zasadzie porozumienia między zakładem pracy i pracownikiem. Zakład pracy może też pokryć pracownikowi koszty związane z nauką, o których mowa w § 4 ust. 2 pkt 1-3.

USTAWA z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki (Dz. U. Nr 65, poz. 595)

Art. 23.

1. Pracownikowi niebędącemu nauczycielem akademickim lub pracownikiem naukowym, przygotowującemu rozprawę doktorską lub habilitacyjną, przysługuje, na jego wniosek, w uzgodnionym z pracodawcą terminie, urlop w wymiarze dwudziestu ośmiu dni roboczych, w rozumieniu art. 154 § 2 Kodeksu pracy, na przygotowanie obrony rozprawy doktorskiej lub kolokwium habilitacyjnego oraz zwolnienie od pracy na przeprowadzenie obrony rozprawy doktorskiej lub kolokwium habilitacyjnego.

2. Za okres urlopu oraz za czas zwolnienia od pracy, o których mowa w ust. 1, przysługuje pracownikowi wynagrodzenie ustalane jak za urlop wypoczynkowy.

 

Warto pamiętać, że w uzgodnionym terminie oznacza porozumienie dyrektora i pracownika.

Janusz z W15-05-2005 11:01:35   [#32]

Golono, strzyżono...

Wybacz DYRKU, ale nie jestem przekonany. KN oraz wydane na jej podstawie rozporządzenie traktuje kwestię dalszego kształcenia nauczycieli w sposób szeroki. Cytowana przeze mnie ustawa dotyczy stopni i tytułów naukowych czyli kształcenia w dość ściśle określonym zakresie.

To moje zdanie. Powtarzam: nie kwestionuję zapisów KN, KP oraz dwóch wydanych na ich podstawie rozporządzeń. Twierdzę jedynie, że Ustawa z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki, dotyczy m.in. studiów doktoranckich i daje doktorantom pewne uprawnienia. Może warto by było (tutaj ukłon w stronę Prezesa OSKK) zapytać MENiS o prawidłową wykładnię. Uważam, że dyskusja prowadzona z pominięciem pewnych obowiązujących w Polsce aktów prawnych nie jest pełna.

DYREK15-05-2005 11:14:45   [#33]
Też mam wątpliwości. Dlatego w #31 zamieściłem ust. o stopniach naukowych. Osobiście udzieliłbym urlopu na czas przygotowania rozprawy doktorskiej. Ważne jest jednak wzajemne porozumienie pracownika i pracodawcy oraz przydatność podnoszenia kwalifikacji dla potrzeb szkoły.
DYREK15-05-2005 15:26:31   [#34]

Urlop szkoleniowy a studia doktoranckie


Odpowiadając na liczne pytania dotyczące urlopu szkoleniowego dla osoby kontynuującej naukę na studiach doktoranckich, informujemy, co następuje:

1. Pracownicy kontynuujący naukę na studiach doktoranckich - nie podlegają przepisom Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej oraz Ministra Pracy i Polityki Socjalnej z dnia 12 października 1993r. w sprawie zasad i warunków podnoszenia kwalifikacji zawodowych i wykształcenia ogólnego dorosłych.

2. Do pracowników kontynuujących naukę na studiach doktoranckich stosuje się odrębne przepisy określone w Ustawie z dnia 14 marca 2003r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki (Dz. U. z dnia 16 kwietnia 2003 r. Nr 65 poz 595)

Zgodnie z Art. 23. 1. przytoczonej powyżej Ustawy:

1. Pracownikowi niebędącemu nauczycielem akademickim lub pracownikiem naukowym, przygotowującemu rozprawę doktorską lub habilitacyjną, przysługuje, na jego wniosek, w uzgodnionym z pracodawcą terminie, urlop w wymiarze dwudziestu ośmiu dni roboczych, w rozumieniu art. 154 § 2 Kodeksu pracy*, na przygotowanie obrony rozprawy doktorskiej lub kolokwium habilitacyjnego oraz zwolnienie od pracy na przeprowadzenie obrony rozprawy doktorskiej lub kolokwium habilitacyjnego.

2. Za okres urlopu oraz za czas zwolnienia od pracy, o których mowa w ust. 1, przysługuje pracownikowi wynagrodzenie ustalane jak za urlop wypoczynkowy.

* Art 154 § 2 - Wymiar urlopu dla pracownika zatrudnionego w niepełnym wymiarze czasu pracy ustala się proporcjonalnie do wymiaru czasu pracy tego pracownika, biorąc za podstawę wymiar urlopu określony w § 1 (czyli odpowiednio 20 lub 26 dni); niepełny dzień urlopu zaokrągla się w górę do pełnego dnia.

bratek15-05-2005 22:55:52   [#35]
Zadam być może głupie pytanie, ale zadam: a kto to jest ta Ewa Ślusarczyk???? Ktoś na kogo można się powołać- autorka wykładni? Czy jakiś chcochlik edycyjny? Czy ktoś z Was?
DYREK16-05-2005 06:13:36   [#36]
Gazeta Prawna autor
bratek16-05-2005 20:26:04   [#37]
Ups........ dziękuję!:))
zgredek16-05-2005 20:29:19   [#38]

żadne ups

dobrze zapytałaś!

bratek16-05-2005 22:06:55   [#39]
No to odwołuję "Ups":)))
Gaba18-05-2005 12:37:43   [#40]

mam doktorów zatrudnionych, dwa doktoraty w drodze - nikomu niczego nie zazdroszczę... sama jestem tak padnięta nad swoją pisaniną, że mam odruch wymiotny. Dziękuję Ewom i moim dziewczynom z sekretariatu za nieoceniona pomoc, wsparcie, otuchę, przeglądanie po mnie.

 

Dziękuję moim nauczycielom, że mi nie powiedzieli, że jak mam fanaberie robić (kończyć) doktorat jako dyrektorka, to niech się zastanowię. A nie jestem w formie psychicznej za mocnej.

Jeżeli mi się uda - będę zachęcać następnych, takie doktoraty w Anglii są popularne, robi się study case... szkoda, że to nie jest normalnością w Polsce - konkretna szkoła może być poddana opisowi naukowemu. Z tego byłby pożytek, a nie z tych raportów... od siedmiu boleści.

"Koncepcje nauczania literatury w podręcznikach gimnazjalnych w świetle podstawy programowej do języka polskiego z 1999" - chyba potrzebne?

Joanna18-05-2005 14:07:31   [#41]

min do Marka R.

Wszystko o urlopach jest jasne, ale proza życia i tak przerasta nasze oczekiwania. Kieruję zespołem szkół ponadgimnazjalnych - lo, lp, tech., zsz, tech. po zsz, zaraz też będę miała pomaturalne - 38 oddziałów. Nie twierdzę, że nie pomogę nauczycielowi i to nawet niekoniecznie doktorantowi, bo po prostu pomagam. Jednak zrobienie planu lekcji w tej sytuacji wywołuje u mnie ostrą niestrawność. I chyba nikt nie będzie mi się dziwił, bo oprócz dokształcających się nauczycieli muszę dopilnować kilku innych rzeczy : higieny pracy, w tym nie blokowania przedmiotów, braku okienek dla uczniów, sprawiedliwego rozłożenia okienek u nauczycieli (!), grup międzyoddziałowych, dopasowanie dochodzącym do planów w ich macierzystej szkole itd. A do tego niejednokrotnie znosić muszę humory niezadowolonych "bo jeszcze tak złego planu nie było"-  jeden lubi rano spać, drugi chce wcześniej obiad ugotować, a jeszcze inny lubi w okienkach sprawdzać prace. Dlatego strasznie mnie drażni :"Ale nie zamykajmy drogi kształcenia innym. Niech pracuje od poniedziałku do czwartku i tyle. Popracuje 5 godzin dziennie i już. Po czterech latach znów wróci do piątków i po kłopocie." Ułóż kolego choć raz sam plan dla tak dużej szkoły to pogadamy. A tak w ogóle odnoszę wrażenie, że nie lubisz dyrków i pewnie sam nim nie jesteś - uwierz mi to ostra orka. Co nie znaczy, że nie sprawia satysfakcji. Ja chętnie współpracuję z malkontentami przydzielając im pracę tam gdzie widzą najwięcej braków, w dodatku nie złośliwie. Wiem już po prostu, że problem należy poznać od każdej strony aby krytyka była konstruktywna.

PS Mój mąż jest doktorem nauk ekonomicznych i pracuje w zakładzie pracy, więc o doktorach też co nieco wiem.

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]